back   es
   
  Niezależnie od mechanizmów warunkujących
moją kondycję, nikt i nic nie może odebrać mi tego,
co teraz czuję...
 
     
 
 
Tę parafrazę słynnego hasła ‘Make Love Not War’ wymyśliłam w 2000 roku.
 

Towarzyszy mi jako motto w całej artystycznej drodze, bo zawiera w sobie wszystko, co w życiu i w sztuce jest dla mnie ważne.
I tylko pozornie brzmi jak paradoks.

Początkowo powstało jako odpowiedź na smęcenie i ideologiczną szablonowość sztuki feministycznej, która temat miłości i sexu ukazuje zwykle w ponurym cieniu problemów
genderowych.
Było też sugestią, by związków opartych na pożądaniu nie zamieniać w artystyczne układy.

Ale okazało się, że jest aktualne także w szerszym kontekście miłości jako pozytywnej energii, a w odniesieniu do całej okołoartystycznej atmosfery, gdzie ambicje i personalne
rozgrywki często biorą górę nad istotą sztuki.

A w tym specyficznym, osobistym sensie zawsze wyraża prosty fakt, że wobec miłości erotycznej sztuka jest zawsze nieadekwatna, a jej środki i strategie prowadzą co najwyżej do
intencyjnego tworzenia reprezentacji, ale nigdy nie są w stanie wyrazić prawdy o doznaniach i emocjach (zwłaszcza, jeśli nie stać na nią nas samych).

Podsumowując, te cztery słowa to towarzyszące mi niezmiennie uczucie ambiwalencji wobec ‘uprawiania’ sztuki : od pozytywnego uzależnienia i niezbywalnej
potrzeby tworzenia i ekspresji, po głębokie przeświadczenie, że sztuka traktowana jako wartość nadrzędna sama w sobie - jest destrukcyjna.